email: hasło: Przypomnij hasło Utwórz konto

Artykuł ten ukazał się w Numerze Specjalnym Braci Łowieckiej z 2009

Jak zamontować lunetę?


Montując lunetę powinniśmy liczyć się z tym, że kiedyś będziemy ją chcieli zdemontować. Dobrze więc aby obejmy nie pozostawiły na niej widocznych śladów w postaci otarć lakieru oraz zagięć tubusu.

Kleić czy nie? Jeśli tak, to czy zawsze? Dyskusja ta w społeczności myśliwych trwa od dawna i prędko się pewnie nie skończy. Klejenie ma zarówno zagorzałych zwolenników (wielu rusznikarzy których znam klei montaże) jak i zdecydowanych przeciwników (jak porządny montaż to ma pasować i nie trzeba lepiszcza). Więc i ja przyłącze się do tej debaty wtrącając swoje trzy grosze. Odpowiedz na pytanie CZY? jest ważna, ale podstawowe pytanie brzmi DLACZEGO? I na to pytanie postaram się udzielić odpowiedzi.


Górną obejmę traktujemy jak sprężynę, rozginając ją w trakcie montażu lub demontażu. Ten prosty sposób zapobiega uszkodzeniom lakieru na tubusie podczas tej operacji.

Dokręcając obejmy montażowe dociskamy do siebie dwie płaszczyzny z twardego materiału. Jeżeli naprężenia stykowe występujące przy tej okazji - a powodujące tarcie - będą zbyt małe, to luneta może przesunąć się w wyniku siły bezwładności powstającej na skutek odrzutu broni. Natomiast jeżeli będą zbyt mocne, spowodujemy zagięcie tubusu lunety. Moim zdaniem jakiś sposób redukcji tych naprężeń oraz zapobiegania przesunięciom lunety wydaje się celowy. Czy ma to być klej, czy też inny sposób, tu zdania są podzielone. Jeżeli zdecydujemy się na klej, musi to być klej rusznikarski. Nie jest on ani mocniejszy, ani słabszy od innych lepiszczy. Ma natomiast jedną, cudowną właściwość: podgrzany do temperatury już poniżej 100 st C traci swoje właściwości i "puszcza". Im lepszy klej, tym w niższej temperaturze zachodzi to zjawisko.

Chciałbym także zaproponować prosty i sprawdzony sposób montowania (i demontowania) obejmy z lunety. Zapobiega on powstawaniu paskudnych, poprzecznych zarysowań na tubusie (zdjęcie poniżej)


na zdjęciu widoczna szpara pomiędzy obejmą górną i dolną. Im staranniej wykonany montaż, tym ta szczelina jest mniejsza. Nie starajmy się jej jednak redukować na siłę, mocniej dokręcając śruby.

W przeszłości korpusy lunet były grubo lakierowane. Obejmy montażowe były wykonane w taki sposób, że wewnątrz miały chropowatą powierzchnie (grube ślady po obróbce) aby te "wcinały" się w lakier. Możemy sobie wyobrazić, jak wyglądała luneta po demontażu... (właśnie z tego powodu, wiele używanych lunet jest sprzedawanych razem z górnymi częściami montaży:)

Osobiście uważam, że koniecznie należy przykleić do lunety obejmy w jednym przypadku: gdy są wykonane z aluminium. Montaże aluminiowe na trwałe zagościły już na naszej broni, powinniśmy więc zdawać sobie sprawę czym (oprócz wagi i ceny) różnią się od stalowych. Mam tu na myśli szczególne właściwości lekkich stopów - własności reologiczne. Aluminium poddane obciążeniu po pewnym czasie "wypływa", poddaje się naciskowi (zwróćmy uwagę, że z reguły nie ma problemów z odkręcaniem śrub w montażach aluminiowych, o ile ich nikt nie zakleił). I właśnie z tego powodu jestem zwolennikiem klejenia obejm montażowych wykonanych z tego materiału.


Przykład niewłaściwie zamontowanej lunety na szynie. Zamiast tylnej stopki nasuwanej na szynę, zastosowano tulejkę wkręcaną w nią od spodu. Połączenie okazało się nietrwałe - po kilkunastu strzałach pojawił się luz. Tak lunety nie montujemy.

Mój zaprzyjaźniony rusznikarz, Waldemar Laskowski, zanim posadowi lunetę w obejmach, używa najpierw specjalnych rozwiertaków w celu ich "wyosiowania". Jak twierdzi, w montażach w których obejmy nie są ustawione współosiowo, wcześniej czy później - na wskutek zwiększonych naprężeń w czasie strzału - poluzują śrubki. Jeżeli zluzują się śrubki, automatycznie odstaje tubus lunety od obejm. Powoduje to mniejsze jego trzymanie, a w czasie strzału ruch lunety do przodu. W wielu przypadkach ten ruch w pierwszej fazie poluzowania jest niewidoczny gołym okiem, ale ma miejsce. Początkowym objawem są pierwsze pudła. Następnie pobyt na strzelnicy i poprawne przystrzelanie, a po pewnym czasie ponowne pudła. Przyłóżmy się więc do tej z pozoru prostej czynności, lub zlećmy ją fachowcowi. Opłaci się.

Witold Janicki