email: hasło: Przypomnij hasło Utwórz konto

artykuł ten nie był nigdy wcześniej publikowany.

Porady myśliwskie - Uwaga, kłusownik!

Bardzo wielu myśliwych, zwłaszcza młodych, zadaje sobie pytanie: co zrobić kiedy napotka się w lesie kłusownika? Oczywiście mam tu na myśli kłusownika uzbrojonego w broń palną, potencjalnie gotowego na wszystko. Problem ewentualnego kontaktu z kłusownikiem jest bardzo poważny. To że jest on bagatelizowany i pomijany albo wcale nie zauważany, nie oznacza że należy przejść nad nim do porządku dziennego. Władze PZŁ organizują przeróżne kursy i szkolenia nie tylko dla kandydatów ale dla myśliwych. Szkoli się przeważnie z zagadnień ogólnie wiadomych, na temat których wiedza jest dostępna. Nie przeprowadza się natomiast szkoleń jak powinien reagować myśliwy gdy spotyka kłusownika. Opisywane w pismach łowieckich przypadki nie dają konkretnych odpowiedzi na wiele pytań. Zazwyczaj opisywane są spektakularne akcje myśliwych po których (przy współudziale policji) ujęty zostaje sprawca, a potem podaje się ile dostał lat ( w zawieszeniu na ile).

Dla przykładu opiszę krótko kilka spotkań myśliwych z kłusownikami i co z tego wynikło.

1. Młody myśliwy zasiadł na ambonie w środku pól uprawnych. Była zima i leżał gruby śnieg. Myśliwy czekał już którąś noc z rzędu na lisa. Zauważył samochód który objeżdżał systematycznie teren, zatrzymywał się, stał nawet do godziny czasu. Myśliwy następnego dnia skontaktował się z policją i uzgodnił taktykę. Następnej nocy sytuacja powtórzyła się. Gdy podejrzany pojazd nadjechał i zatrzymał się, myśliwy wezwał policję. Po piętnastu minutach policja ujęła jednego kłusownika z bronią palną wyposażoną w tłumik, drugi zbiegł ale po godzinie też został zatrzymany.

2. Myśliwy polujący na rogacza z podchodu zauważył wieczorem na skraju łąk kłusownika z bronią, idącego najprawdopodobniej na nocne łowy. Zaznaczył miejsce i pojechał do najbliższej jednostki policji. Po namowach zgodzono się na użycie psa tropiącego (myśliwy szkolił posokowce i wierzył w skuteczność psiego nosa). Nad ranem pies policyjny doprowadził do kryjówki z bronią a za niedługo do domu kłusownika. Ujęto go podczas skórowania ubitej sarny.

3. Pewien myśliwy zasiadł na dzika, na drzewie, na skraju owsiska. Było jeszcze widno. Niebawem nadeszło dwóch kłusowników i zatrzymali się niedaleko myśliwego. Obydwaj mieli broń. Jeden z kłusowników rozglądając się zauważył myśliwego, siedzącego o siedem metrów dalej. Po chwili porozumiał się z kompanem po czym szybko odeszli udając że nic nie widzieli.

4. Dwóch młodych myśliwych siedziało w nocy, na dzika przy zbuchtowanej świeżo łące. Nagle dostrzegli światła motocykla a w nich dwa rosłe harty goniące zająca. Gdy zbliżyli się na odległość strzału obydwa harty zostały odstrzelone przez myśliwych. Kłusownicy zbiegli motocyklem.

ilustracja artykułu

jeśli klikniesz na obrazek to zobaczysz grawerunki autora

A oto nieco inne historie:
1. Myśliwy schodził z ambony. Była noc. Tuż przy drabinie napadło go dwóch kłusowników (?) i wyrwało mu z rąk dubeltówkę po czym uciekło. Myśliwy powiadomił policję. Po dwóch tygodniach wyszło na jaw że broń ukradł szwagier myśliwego któremu ten był winien pieniądze. Myśliwy o wszystkim wiedział ale bał się przyznać. Szwagier został zatrzymany przy próbie sprzedaży broni.

2. Pewien myśliwy pojechał w teren na rogacza. Polował z podchodu gdy nagle padł strzał. Kula przestrzeliła mu kapelusz. Myśliwy szybko uciekł do samochodu i odjechał. Zaraz po tym opowiadał wszystkim kolegom o niebezpiecznej historii. Strażnik łowiecki po wysłuchaniu relacji kolegi powiadomił policję. Podczas przesłuchania myśliwy przyznał się że wymyślił tą historię aby zniechęcić kolegów do polowania w tym rejonie.

3. Dwaj młodzi myśliwi zasiedli na ambonie (razem) na dzika. W pewnej chwili zobaczyli w oddali kłusownika idącego na polowanie. Szybko uciekli do samochodu i odjechali do domu bardzo przestraszeni. Opowiadali potem długi czas o strasznym niebezpieczeństwie jakie przeżyli.

A oto jeszcze inny przypadek:

1. Pewien myśliwy zaprzyjaźnił się z naganiaczem który zaoferował mu pomoc w formie wykładania zanęty pod amboną i informowania go kiedy przychodzą dziki. Myśliwy kupił nawet lornetkę dla swojego pomocnika. Z czasem polowali razem. Naganiacz poznał mechanizmy i zależności w kole łowieckim. Dowiedział się też o potknięciach swojego "sponsora" i mocno spoufalony poprosił go o kilka naboi. Potem kłusował bezkarnie ośmielony bezwładem koła łowieckiego i szantażował myśliwego wiedząc o jego drobnych występkach.

I jeszcze jeden epizod spotkania dwóch myśliwych z dwoma kłusownikami:
Do spotkania doszło w nocy przy pełni księżyca, w gęstej mgle, na leśnym dukcie. I jedni i drudzy nie widzieli swoich twarzy. Myśliwy powiedział: "Podejdź kolego, porozmawiamy sobie". Kłusownicy unieśli broń do góry a jeden z nich odparł: "Lepiej się nie oglądajmy", po czym bardzo szybko uskoczyli w zarośla i uciekli.

Opisane przeze mnie sytuacje są raczej typowe i najczęściej spotykane. Dają mniej więcej obraz tego, jak wygląda spotkanie myśliwego z kłusownikiem.

Można śmiało powiedzieć, że wcześniej czy później każdy z nas spotka się z kłusownikiem, ale nie oznacza to że trzeba się takich spotkań bać czy wręcz omijać teren, w którym widywano kłusownika. Należy zawsze zachować trzeźwość umysłu i opanowanie. Ideą działania kłusownika nie jest rozbrajanie myśliwego ani też strzelanie do niego. Kłusownik wychodzi do lasu aby polować na zwierzynę i poniekąd sam zachowuje się jak zwierzyna. Nigdy nie pójdzie do lasu jeżeli będzie wiedział, że spotka tam myśliwych. Samo pokazanie swojej twarzy może oznaczać dla kłusownika zdemaskowanie. Wyolbrzymiane opowieści o kłusownikach napadających na myśliwych należy traktować z dużym dystansem. Bardzo dużo mieliśmy przypadków kiedy to myśliwy postrzelił myśliwego, natomiast historii gdzie kłusownik postrzelił myśliwego było o wiele, wiele mniej.

Jeżeli ktoś ma naturę raczej bojaźliwą, nie powinien zmuszać się do spektakularnych, brawurowych wyczynów na widok kłusownika. Zawsze najlepiej będzie odejść spokojnie w swoją stronę a potem ewentualnie powiadomić policję. Samodzielne obezwładnianie kłusownika jest absolutnie niedopuszczalne i może skończyć się tragicznie. Kłusownik bowiem w skrajnej desperacji, wpadając w panikę, może się bronić i np. użyć broni. Uprawnienia do zatrzymania kłusownika posiada wyłącznie policja i tylko policję należy prosić o pomoc. Pamiętajmy że nie możemy użyć broni myśliwskiej w żaden inny sposób jak tylko do polowania. Kłusownik też nie może, ale nie można mieć do końca pewności czy zdaje on sobie z tego sprawę.

Na pewno najgorszym rozwiązaniem będzie wpadanie w panikę i ucieczka przed kłusownikiem. Może go to ugruntować w poczuciu wyższości i bezkarności. Nas natomiast utwierdzi w przekonaniu o własnej bezradności i zniechęci do wyjazdów w teren.

Współpracę z Państwową Strażą Łowiecką dyplomatycznie przemilczę. Oczywiście można ich wzywać na pomoc jeżeli, oczekujemy w jej ramach np. inspekcji obwodu, czy też książek wyjść w teren a potem długiej listy zaleceń pokontrolnych... Policja jest zawsze blisko, w ciągu całej doby i raczej chętnie interweniuje. Gorzej wygląda działanie prokuratora i wymiaru sprawiedliwości (!?)

Podsumowując należy powiedzieć, że to kłusownik zawsze boi się myśliwego a myśliwy bać się nie powinien. W żadnym też przypadku myśliwy nie może spoufalać się z kłusownikiem. Z układów takich nie wynika nic dobrego. Większość kłusowników przez takie właśnie związki nabywa nielegalnie amunicję w którą zaopatruje innych kłusowników.

Dotykając zjawiska kłusownictwa nie sposób pominąć faktu jego istnienia wśród samych myśliwych, którzy niczym Doctor Jackle po zapadnięciu zmroku z porządnych obywateli. Być może jest to odpowiedź na zadawane naiwnie pytanie: Dlaczego kłusownictwa nie da się całkiem zlikwidować?

Dochodzące nas coraz częściej słuchy o rozwiązaniu PZŁ nie napełniają tutaj optymizmem. Sądzę że jednym z poważnych następstw tego faktu byłby wybuch plagi kłusownictwa na skalę dotąd niespotykaną. Łatwo wyobrazić sobie rzesze myśliwych, których nie stać na uprawianie życiowej pasji w nowych, komercyjnych warunkach. Pokazuje to wyraźnie jak cienka i enigmatyczna jest granica pomiędzy prawością łowiecką a kłusownictwem, jako łowieckim bezprawiem. Jedyną receptą na ustrzeżenie się przed "pokusą" kłusownictwa jest mocne trwanie w postanowieniach etyki i kultury łowieckiej, zgłębianie jej i propagowanie przy każdej okazji, jak i narzucenie sobie odpowiedniej dyscypliny myślenia i działania.

Jako ciekawostkę chcę powiedzieć, że podczas przeszukania u jednego z kłusowników, oprócz broni, znaleziono podręczniki sztuki łowieckiej i zaprenumerowane fachowe periodyki. Dowodzi to że kłusownik nie zawsze jest niedoedukowanym, zabobonnym wieśniakiem, ze starym "obrzynkiem" z dziupli starego dębu i daje to sporo do myślenia. Zwłaszcza przy spadku czytelnictwa wśród myśliwych.

Dlaczego kłusownicy nie stosują się w takim razie do zasad etyki łowieckiej? To częste pytanie. A nie stosują się oni z tej samej przyczyny dla której nie stosują się do zasad tych sami myśliwi i koło znowu się zamyka.

Na zakończenie warto dodać, że kłusownictwo należy zawsze zdecydowanie i konsekwentnie zwalczać i przeciwstawiać mu się, jak i wszelkim jego przejawom w terenie łowieckim jak i w kolegach oraz w nas samych.

Leszek Ciupis


Strona myśliwska Leszka Ciupisa